Poniedziałek, 23.12.2024, 04:52
   ARMIA  ŻYCIA         АРМИЯ  ЖИЗНИ         LIFE  ARMY
Główna | | Rejestracja | Wejdź
«  Styczeń 2015  »
PnWtŚrCzwPtSobNie
   1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031
Главная » 2015 » Styczeń » 23 » Bolek i Lolek – Polacy na wojnie w Donbasie
Bolek i Lolek – Polacy na wojnie w Donbasie
23:57
http://zoba.to/-/bolek-i-lolek-polacy-na-wojnie-w-donbasie/
Zanim przeczytasz dalej (skierowane głównie do użytkowników wykopu).
W samym Donbasie spędziłem ponad 2 tygodnie, z czego pierwszą połowę czasu z @donmuchito1992. Znajdowaliśmy się pod ostrzałem Gradów, potem sam trafiłem pod ostrzał artyleryjski (bomba wybuchła ~100m od chaty, w której siedziałem z żołnierzami). Spałem po dworcach, namiocie, dopiero na koniec trafił się akademik za 30 hrywien. W Szczastji z Ajdarem zostałem 5 dni.
Mówiąc krótko, to kosztowało w chuj wysiłku, czasu, pieniędzy, mogłem nie wrócić, temperatura oscylowała w granicy -5 - 10, robiłem zdjęcia, rozmawiałem, czasami nawet coś nagrałem, kilka razy stopowałem. Więc zanim shejtujesz autoreklamę poniżej przeczytaj powyższy akapit jeszcze raz.
Chciałbym zostać hobbystycznie niezależnym dziennikarzem jednak bez Ciebie to jest niemożliwe. Śledzić mnie można:
a) Mirko: @Nero12 i tag #thumbingthestans
b) YouTube: www.youtube.com/user/ThumbingTheStans
c) Facebook: Piotr Ryczek

Uznasz, że ten reportaż jest wartościowy? Udostępnij dalej.

Wstęp
Wojna w Osetii Południowej z 2008 roku trwała 5 dni. Wielu chciało, niewielu zdążyło. Szczęście w nieszczęściu, że Rosjanie tak sprawnie rozgromili Gruzję. Gdyby ta wojna potrwała dłużej kto wie kto by przyjechał… Wojna we wschodniej Ukrainie, w Donbasie trwa już ponad pół roku. To wystarczający czas aby zjechały na nią “psi rata”, tak nazywa się “psy wojny” na Bałkanach, przeróżnej maści ludzi. Każdy ze swoją historią, każdy ze swoją ideologią i pomysłem dlaczego chce walczyć. Bośnię i Chorwację odwiedzili Francuzi, Rosjanie, Arabowie, Polacy… długo wymieniać, pewnie łatwiej wymienić reprezentantów tych nacji, które nie przyjechały. W większości ochotnicy identyfikowali się za pomocą religii (katolicyzm, prawosławie, islam), a w Donbasie? Po obu stronach prawosławni, a i czynnik etniczny wcale nie jest taki oczywisty.


Więc kto przyjechał na Ukrainę? Po stronie Rosjan walczą Abchazowie, Osetyjczycy, Serbowie i Kadyrovcy – Czeczeni wierni “nowej” republice czeczeńskiej w “zastavie Rasiji Putina”. Po stronie Ukraińców znajdziemy Gruzinów, Chorwatów, Łotyszy, Estończyków, Azerów i Dudajevców – także Czeczenów, jednak wiernych Czeczeńskiej Republice Iczkerii, niegdyś niepodległej namiastce państwowości z czasów Maschadova i Dudajeva. Tutaj wyraźnym kluczem jest bycie za lub przeciw Rosji, Ukraina jest drugorzędna.

Co ciekawe można bez trudu dostrzec dwie pary, które według plotek wzajemnie poszukują się po froncie. Ich niezdolność do prowadzenia walki u siebie doprowadziła do jej kontynuowania w obrębie cudzego konfliktu. Wojna zastępcza w skali mikro, jednostek. W dużej mierze ludzie, dla których jedynym sensem życia stała się zemsta. Nierzadko pierwotna wojna odebrała im wartości bliskie naszemu życiu. Dla jednych to była niepodległość, dla drugich wolność, dla innych po prostu ktoś bliski, przyjaciel, matka, czasami też dorobek całego życia – dom. Po ich utracie przepełnieni nienawiścią ruszyli w drogę w głąb samych siebie, drogę, która wiedzie jedynie po trupach ich wrogów. Prowadzi donikąd, jej destrukcyjna siła nakręca w spiralę przemocy kolejne osoby zwiększając pulę wojowników. Ponura strona wojny.

Te pary to Czeczeni z obu wspomnianych ugrupowań i “delegacja” z Jugosławii. Chorwaci i Serbowie – czetnicy, też zwani rojalistami. Czetnicy to organizacja powstała w okresie II Wojny Światowej jednocząca ludzi wiernych królowi. Obecnie większość Serbów odcina się od współczesnych bojowników w Noworosji czerpiących z tej tradycji. Uważają iż jest to wypaczenie wartości, podpinanie ideologii pod zabijanie. Swoją drogą ukraiński żołnierz mówił, że pojmany w niewolę separatysta zeznał iż to właśnie oni (tj. serbscy ochotnicy) odpowiadają ze jedne z najgorszych zbrodni. Oczywiście jest to pewna forma głuchego telefonu, może nawet plotka ale jestem w stanie w to uwierzyć. W końcu mimo moich serbskich sympatii jestem świadomy iż to Serbowie odpowiadają za wiele zbrodni na Bałkanach zdobywając bezcenne, obecnie krwawo procentujące doświadczenie…

Ale czy to wszyscy ochotnicy? Nie. Są też Kanadyjczycy (głównie z ukraińskimi korzeniami), Ormianie (po obu stronach prawdopodobnie), Tadżycy (po stronie Ukraińców), Białorusini… Są też Polacy. Jeden potwierdzony walczy po stronie separatystów. A ilu po stronie Ukraińców? I czy oni wszyscy też walczą w imię jakieś ideologii? Czy może są to czystej krwi wojaki, profesjonaliści w swoich fachu? Ktoś ładnie rysuje, ktoś lubi śpiewać, ktoś jest świetnym prawnikiem, a niektórzy dobrze strzelają… takich na świecie nie brakuje, a może inaczej, czasami brakuje i stąd taki duży popyt na ich umiejętności.


Do Szczastji, niewielkiego postsowieckiego miasteczka piętnaście kilometrów pod Ługańskiem dojeżdżam 7 listopada. Wyjątkowo autostopem. Pod Starobielskiem na blokpoście (checkpoint na drodze w formie prostych barykad/umocnień, zazwyczaj jakieś betonowe płyty, opony, bliżej frontu także okopy i stanowiska ogniowe) Ajdarowcy zatrzymują mi auto do kolejnego blokpostu, a tam kolejne już z żołnierzami.
Dojeżdżam prosto pod bramę bazy 24 Samodzielnego Szturmowego Batalionu “Ajdar”. Obok między innymi “Donbasu” czy “Azovu” jednego z najsłynniejszych. Nazwa wzięła się od rzeki o tej samej nazwie w Ługańskiej Olbasti. Po początkowym zamieszaniu, nawet wyrzuceniu z terenu jednostki zacząłem odnajdywać się, poznawać kolejne osoby, omijać i tak nieprzestrzegane regulaminy, wchodzić w świat Ajdaru. A Ajdar to niesamowita mieszanka ludzi. Znajdziemy w nim ochotników z Majdanu, dla których Janukowycz okazał się dopiero pierwszym krokiem w drodze do wolności i suwerenności i teraz to oni stoją na straży ich “krainy”, jak sami mówią aby Rosjanie nie doszli do ich domów.
Znajdziemy też różnych “wyrzutków” z Ługańska, którzy nie mogli lub nie zgodzili się (a zazwyczaj i to i to równocześnie) tworzyć nowej Ługańskiej Republiki Ludowej i zostali zmuszeni, w zgodzie z postsowiecką niepisaną zasadą separatystów “kto nie z nami ten przeciwko nam”, opuścić swoją “rodinę”. Nie mogąc się z tym pogodzić, co nierzadko było ich własnym patriotycznym wyborem, są zdeterminowani odbić stracone dobra, wrócić do swoich domów, z trumnami wrogów lub sami w trumnie… żywi lub martwi.


Tu nie ma ochotników z zagranicy
Od jednego z wyższych oficerów w batalionie na pytanie “czy są u was zagraniczni ochotnicy” słyszę w odpowiedzi kategoryczne nie. W końcu od niedawna jest to batalion armijny, wojskowy. Jest on oficjalną jednostka podlegającą pod Ministerstwo Obrony Ukrainy. Nie mają prawa w niej służyć osoby bez ukraińskiego paszportu. Tym bardziej, że właśnie w czasie mojego pobytu członkowie batalionu otrzymali pierwsze oficjalne wypłaty, żołd za wrzesień kończąc definitywnie epizod wyłącznie batalionu ochotniczego. Czy jest to prawda iż nie ma tam żadnych "inastrańców"? Czy teraz zagraniczni ochotnicy muszą szukać swojego miejsca w innych batalionach? Może w Prawym Sektorze, wystawiającym wyłącznie niezależne jednostki ochotnicze, w których każdy może służyć jednak nie otrzymując niczego w zamian (W przypadku śmierci rodzina też nie może oficjalnie na nic liczyć, to kwestia tylko dobrej woli i możliwości wolontariuszy aby wtedy im pomóc)?

Kłamstwo. Jeszcze pierwszego dnia usłyszałem, że w Ajdarze są Łotysze, są Gruzini, jest (są) Tadżyk, Azer są też Polacy. Dwóch. I nie Polacy z Ukrainy, a Polacy z Polski. Po co tutaj przyjechali? Czy to jedni z tych, którzy wymarzli na Majdanie wspierając ukraińską rewolucję godności? A może jedni z tych, którzy wręcz panicznie obawiają się Rosji, że jak tu i teraz my nie stawimy oporu to potem “zielone ludziki” przyjdą też do nas?


Bodajże trzeciego dnia w Szczastji wchodząc na teren bazy ktoś zawołał “O tutaj jest Twój krajan, Polak!”. Rozglądam się. Duży, barczysty, w średnim wieku, 40-45 lat od razu zaczął opowiadać. Nie robiło mu w zasadzie wielkiej różnicy skąd jestem i po co, choć faktycznie jak wielu tutaj ciężko przyszło mu zrozumienie, że nikt mi za to nie płaci, a wręcz odwrotnie, to ja muszę za wszystko płacić. Ale przecież czy ja się tak bardzo od nich różnię? Większość też jest tutaj ochotnikami i musi liczyć na pomoc głównie wolontariuszy i ewentualnie rodziny. Może też dlatego łatwiej mi do nich dotrzeć, w tej kwestii jesteśmy bardzo podobni.

Świat według Lolka
“Lolek, tak możesz mnie nazywać” przedstawił się. Wszyscy go tak nazywają, choć jeśli zapytacie o “kurwa, kurwa” też współtowarzysze zrozumieją o kogo chodzi. W końcu nasz język bez artykułowanego przecinka byłby taki ubogi. Lolek nie ma rysów zabójcy, typowego killera, wiecie, takiego rambo. Gładkie, pulchne rysy twarzy i wyraźny brzuszek mogą zmylić, to nie jest pluszowy miś. Od razu rzuca w oczy się bardziej niż zwykle tutaj zmodyfikowany kałasznikow. Kolimator (przyrząd optyczny skupiający światło znacznie upraszczający celowanie), laser wyróżniają się spośród wszechobecnych muszek i szczerbinek. Przywiózł go z Polski. Jest dla niego tym czym dla mnie aparat. Ja wszędzie z aparatem, on wszędzie ze swoim automatem. Wykłada mi bezpieczeństwo:

“Tylko tutaj uważaj. Jest dużo najebanych. Jakby coś, ktoś, dzwoń! Od razu wsiadamy z chłopakami i jedziemy! Chuj wie co takiemu przyjdzie do głowy.”

Tak widziałem i zobaczę wielu.

Lolek potem od razu przechodzi do militariów, do klimatu i atmosferze w bazie, do oceny sytuacji. Jest tutaj z przerwami od września, od “pieremirja” – oficjalnie zawieszenia broni, które obie strony nagminnie łamią. Krytycznie wypowiada się o dyscyplinie w batalionie i możliwościach defensywnych.


“Słuchaj, wiesz ile czołg może przejechać? Czterysta kilometrów. Co to dla niego ten blokpost, kawałek betonu i kilka opon? Jak ruskie wjadą to skończą 50km za frontem, Ukraińcy się nawet nie zdążą zorientować, będzie pozamiatane! Teraz wysyłają jakiś najebanych na odstrzał, testują, sprawdzają, usypiają czujność. To nie są przeciwnicy. Ale gdy naprawdę uderzą jesteśmy bez szans. Ja jestem przygotowany.”

Jest. Jest dobrze przygotowany. Zaprowadza mnie na ajdarowy parking. Podchodzimy pod czerwone, terenowe suzuki. W oczy rzuca się z jednej strony polska rejestracja, z drugiej ajdarowa naklejka i wystający spod niej napis “uśmiechnij się”, bo kurwa Lolek jest pozytywny, uśmiechnięty, serio. W bagażniku znajduje się mała skrzyneczka. Tam co? Granaty, magazynki, konserwy, białko, witaminy, jakiś energetyk. Wszystko co potrzebne aby przeżyć dwa dni i uciec. Załatwił sobie, chwali się, że jest (znowu) od dwóch dni w bazie i ma już wszystko co potrzebne. W ogóle Lolek to człowiek, który dużo sobie załatwia. Co dają na stołówce to je ale to dla niego za mało, to wielki człowiek, wymienia się na wołowe konserwy, poszukuje białka. Bo faktycznie, serwowane posiłki nie są imponujące. Nie, nie, nie chodzi, że nie smaczne, ja zjem ale oni są żołnierzami, muszą być dobrze wyżywieni aby dobrze walczyć.


“Słuchaj, myślisz, że dla dobrego artylerzysty to problem przyjebać tutaj (tj. szkołę milicji, w której stacjonuje większość Ajdarowców)? No właśnie. I teraz pytanie czy oni nie mają dobrych artylerzystów czy specjalnie takich teraz dają aby uśpić naszą czujność. A myślisz, że dla dobrego oddziału to wielkie wyzwanie, przekroczyć rzekę, podejść w nocy pod te ich posty, bach, bach i nie ma. Jak ruscy wjadą to ja jestem gotowy spierdalać!”

Ale Lolek nie chce “spierdalać”, jest tylko przygotowany na taką okoliczność. Najważniejsze dla niego to załatwić sobie wszystko co potrzebne. Dostał zgodę na sformowanie swojego pododdziału.


“Dwa dżipy, do jednego dajemy przyczepkę z moździerzem, w drugim grupa zwiadowcza. Skoordynowana akcja. Jedni podjeżdżają naprowadzają ogień, drudzy walą. Leci seria z moździerza, poprawka. Grupa zwiadowcza dobija. Widziałeś aby ktoś kiedyś pod ostrzałem moździerzowym był w stanie odpowiedzieć? Tylko, kurwa, potrzebuję ogarniętych ludzi. Bolek, kurwa… no Bolek jak go podszkolą to będą z niego ludzie ale Bolek nic sobie nie potrafi załatwić! Kurwa… mówię Bolek ja jestem tutaj 2 dni i mam wszystko, a Ty? Bolek jest taki, że się nie upomni.”

Pierwsze chwile z Lolkiem to wielka zagadka. Gdybym nie usłyszał później, że służył w Legii Cudzoziemskiej (o polskim wojsku nie trzeba chyba pisać) i nie usłyszał tego i owego jak Lolek znalazł się w Ajdarze uznałbym go może za pozera, bajkopisarza, takie dorosłe dziecko Call of Duty. Ale on się lepiej lub gorzej ale zna. Lepiej na pewno od pozostałych Ajdarowców.

“Znaleźli ostatnio fagota. Taka wyrzutnia naprowadzanych rakiet z lat osiemdziesiątych. Prymitywne w chuj. Na druciku to się naprowadza dwoma pokrętłami. Nienawidzę tego, miesiąc się uczyliśmy z tego strzelać. Przychodzą do mnie i mówią, że będą strzelać na 4 kilometry. Pojebało was! Wkurwicie tylko czołgistę! Nauczcie się z tego strzelać na kilometr. Na sucho. To nie jest tak, że klikasz i trafiasz. Najlepiej jakby ustawić trzy stanowiska i mieć nadzieję, że jeden z nich trafi. Mówię im, chodźcie, ja będę jeździł samochodem, albo zrobimy makietę i będziecie na sucho trenować. Rakiety do tego są drogie, szkoda marnować.”

Lolek mówi, że w Polsce oficer potrafi obsłużyć większość broni, przejechać transporterem opancerzonym, czołgiem. Takie militarne podstawy. Tutaj? Rozmontowane postsowieckie ukraińskie wojsko de facto uczy się i zdobywa doświadczenie wyłącznie za pomocą swojej krwi.


“Ostatnio trenowali strzelanie z RPG-a. Z czterystu metrów! Z tego to się strzela na góra 100 metrów i ucieka!”

Ma też swoje zdanie o kamizelce kuloodpornej i hełmie.

“Ja nie noszę kamizelki, to według mnie głupota. Ile jesteś w stanie biegać, walczyć, strzelać z dodatkowymi kilkoma kilogramami? Padniesz po chwili. A tu trzeba ganiać! To jest dobre jak masz stałe stanowisko, na jakimś blokpoście. To tak. Ale podczas akcji bez sensu! A i żołnierz powinien mieć ze sobą co najmniej sześć, a najlepiej osiem magazynków, to też waży. A ten jeden może uratować dupę!”


Nie pytajcie, nie mam pojęcia jak ma na imię Lolek i nie chcę wiedzieć. Ważne jest, że nie mówi ani po rosyjsku ani ukraińsku. Jest postacią niezwykle wyrazistą, momentami odrobinę komiczną i satyryczną. Wystarczy wsłuchać się w jego polskie monologi serwowane pozostałym Ajdarowcom. O ile jego dowódca już się z grubsza przyzwyczaił i nie najgorzej dają sobie wzajemnie radę o tyle z resztą “kurwa, kurwa” pozostaje w znaczniej mierze niezrozumiany. Sprawia wrażenie takiego ośmioletniego chłopca szukającego atencji, zainteresowania. Cały czas żartuje, śmieje się, opowiada. Niektórzy czerpią z tego przyjemność, niektórzy biorą go na serio, niektórzy patrzą z politowaniem i w oczach widać “co on tutaj robi?”. Nie przynależy do żadnej ajdarowej grupki i chyba nie chce. Musiałby się wczuć w tych ludzi, posłuchać co mają do powiedzenia. Lolek to profesjonalista, przyjechał walczyć. On tu nie jest bawić się w historie i historyjki. A przecież to te historie definiują kształt tej społeczności, bez nich nie byłoby tak wysokiego morale, bez nich Ajdar nigdy nie byłby tak zdeterminowany walczyć. Gdy wycofywała się ze swoich pozycji armia i milicja (lub jak mówią Ajdarowcy – uciekali) to Ajdar został. Zagrozili, że wysadzą elektrownię i wszystkie mosty jeśli separatyści zrobią krok dalej. A to nie była byle jaka elektrownia, największa w oblasti ługańskiej, bez niej wszyscy przegrają. Szczastja pozostała w rękach Ukraińców.
Ale Lolek to nie jest zły człowiek. Egocentryczny na pewno. Lolek pasjonuje się zwierzętami, głównie ptakami, ornitolog. Opowiada o strukturze stadnej wilków, o samobójstwie wśród ptaków.

"Człowiek to najgorszy drapieżnik."

Gdy wszedł do pokoju dyrektora akademika zapełnionego roślinami i rybami rzucił się zafascynowany jak dziecko przed szyby akwariów. Widać w nim zwykłe ludzkie odruchy, jest wojownikiem, nie mordercą, a to duża różnica.


Ma też ogromny dystans do siebie i rzeczywistości wokoło. Swoimi dziwnymi sposobami zdobył emblemat UPA na rzep. Po początkowych nieudanych próbach wymiany z kimś ze swojego pokoju, głównie oficerami udał się na piętro niżej. Tam trafił na Wołyniaka z Kowla. Lolek jako wytrawny zawodnik wyczuł ofiarę i przeszedł do twardych negocjacji. Wiedział, że ma upragniony gadżet dla zdeterminowanego "banderowca". Magazynek do kałasza? Wybrzydza, marudzi, że nie bardzo, że po co, dochodzi do wyrywania naszywki. Atmosfera podgrzewa się, barter osiąga niebotyczne rozmiary. Kto da więcej. Pojawia się kolejna zabawka. Ręczny granat. Błysk w oku Lolka. Wołyniak też już wie, że sfinalizowanie umowy jest na wyciągnięcie ręki. Wyciągnięcie ręki po granat. Lolek poddaje się, wymiana nastąpiła. Oczywiście wszystko przy tonie śmiechów ;)



Jednak Lolka też nachodzą czasami przemyślenia. A to, że za czasów Związku Radzieckiego tutaj ludzie normalnie żyli:

"Wyobraź sobie jak to musiało wyglądać za komuny. Wszystko nowe. Każdy miał pracę. Kurwa, tutaj naprawdę było okej. Nie żyli bogato ale jakoś żyli. A teraz kurwa?"

A to specyficzna forma rzadko spotykanej u Lolka empatii, współczucia wrogom, wrogom Ukraińców, nie jego:

“Ja to sam nie wiem czy chcę tutaj walczyć. Przecież ci separatyści to biedni ludzie. Po co mam ich zabijać? A Ukraińcy to też nacjonaliści. Rozmawiałem z oficerem, kurwa, inteligentny gość, na poziomie. I on mi mówi, że to dobrze, że Ukraina zamknęła kanał na Krym. Cieszy się z tego. Mówię mu, kurwa, będziecie musieli się z nimi dogadać! Teraz jest wojna ale wojna się skończy i wtedy co? Z czym pójdziecie do negocjacji? Jakby ruscy was chcieli zjechać to już by was nie było! Musicie rozmawiać. “

Lolek raczej średnio orientuje się w sytuacji geopolitycznej, społecznej, symbolice i mimo, że gdzieś w takich wypowiedziach tkwi proste myślenie, prosta logika to czy nie ma racji? Bardziej niż zalewający nas bełkotem nienawiści politycy? Czy ktoś na Ukrainie zastanawia się, że kiedyś będą musieli usiąść do stołu z ich wrogami? Przecież nie zamkną granicy, ludzie muszą tutaj jakoś żyć, jeździć do pracy, odwiedzać rodzinę, spędzić wspólnie święta. A może i nie muszą ale czy Ukraińcy mają prawo krzywdzić swoich obywateli w imię niejasnych i brudnych interesów polityczno-ekonomicznych? Dzisiaj jest dziś, a jutro jest jutro i o jutrze mało kto myśli.

Wchodząc do sklepu słyszę za plecami klakson. To Lolek, będziemy mieli dzisiaj dużo czasu, musi wyjeździć benzynę aby oddać bak do naprawy. Wsiadam do jego Suzuki, ponoć idealnego w teren. Jedziemy. Daje pojeździć, i tak wieczorem w Szczastji ruch ogranicza się do sporadycznie przejeżdżającego auta Ajdaru lub wojskowego kamaza. Tu i tak nie ma co robić. Na rynku pusta podstawa pod pomnik.


“Co im przeszkadzał ten Lenin? Ludzie go chcieli tutaj mieć to nie powinni go ruszać.”

Wchodzimy do knajpy tuż obok. Powiew alkoholowy lekko powala, unosi się delikatna mgiełka. Właśnie poznałem nową definicję “mordowni”. Rozglądam się, robię zdjęcie i zamawiam. Pięćdziesiątkę z kanapką. Bach. Lolek praktycznie nie pije. Trenuje, utrzymuje się w dobrej formie.

“Przyjechali jacyś tam ważni z Kijowa, mówię, Bolek dawaj, jedną lufę walniemy, bo będzie głupio, obrażą się. A Bolek mówi, że nie i koniec, nie pije, nie tyka. Tutaj w ogóle jest problem z alkoholem. Mówię, codziennie rano bieganie, losowe osoby. Wtedy będą się bali tyle pić. Tak się robi w normalnym wojsku, podstawowe procedury. Żołnierz musi być zajęty!”

Wychodzimy, jeden z zapijaczonych konsumentów ekskluzywnych trunków bełkocze coś na Lolka. Drugi go przytrzymuje. Niewzruszeni wychodzimy. W Szczastji mało kto jest zadowolony z obecnej sytuacji. W najlepszym wypadku nie chcą wojny ale wielu też psioczy na Ajdar. Mają swoje powody.

Następnego dnia z Lolkiem jedziemy odrobinę w teren. Ponoć zaminowane, ale kto wie, kto by się przejmował. Kilka dni później w pociągu usłyszę, że obie strony minują. Taka mała pamiątka, urwinóżki, pojedźcie do Bośni, tam powiedzą więcej, tutaj jeszcze nie wiedzą i nie rozumieją. Lolek też opowiada o pogodzie, znaczy ten, no, o nabojach, bo on opowiada o broni jak o pogodzie:

“Pięć sześćdziesiąt pięć no jest fajny, magazynki dużo lżejsze, można więcej wziąć ale to pięć sześćdziesiąt pięć, a siedem sześćdziesiąt dwa zawsze poleci, jakiś liść, mała gałązka, on leci prosto, do celu.”

Kaliber 5.65mm ma w założeniach ranić ale jest bardziej podatny na drobne przeszkody. 7.62mm jest stabilniejszy, ma zabijać. Tutaj większość ma 7.62mm.


Jest wojna, nie może zabraknąć tematu dup. To nieodłączny element tej chorej rzeczywistości. Lolek z nudów zaczepia, wygłupia się, na swój komiczny sposób po polsku komplementuje. Opowiada o swoich podbojach. Zachęca mnie do działania.

- “Lolek kurwa, ona ma góra 16 lat, a ja mam dziewczynę…”
- “No i co?”


Gdy odwozi mnie pod akademik nie może zabraknąć pytania o płeć piękną:

"A tam u Ciebie to nie ma jakiś dup? Kurwa, to jest szkoła, muszą jakieś być, dawaj pójdziemy."

Nie będę odbierał mu tej przyjemności. Idziemy, na piętrze zatrzymuje nas pracująca Pani.

- "Z bronią nie można! Tam są dzieci!"

Grymas na twarzy Lolka mówi wszystko. Kałasza nigdzie nie zostawi przecież. Kurwa, poddaje się.

Lolek nie ma rodziny. Nie założył, nie chciał.

“Wiesz… dziewczyna, żona, dzieci, dom to jest fajne. Taka stabilizacja. Kurde, ale ja nigdy taki nie byłem. Żołnierz nie może kochać, gdy kocha to jest słabym żołnierzem. Jest ostrzał, ja myślę co robić, gdzie się schować, gdzie strzelać, a gdy kochasz to tak nie myślisz, już myślisz, że kogoś tam masz, że musisz wrócić. Ty masz walczyć.”

Nie asymiluje się w żaden sposób z towarzystwem, nie czuje potrzeby uczyć się rosyjskiego, o ukraińskim nie mówiąc. “Niech to oni uczą się polskiego!”, no i uczą się. Mimo to niezwykle przeżywa wszelkie gierki personalne, rozmyśla, komentuje, głównie krytykuje. Swoje przeżył, potrafi pewne rzeczy wyczuć, kto ma lepkie łapki, kto jest w porządku, kto się nie nadaje.

“Ten to zawsze na warcie stoi. Za głupi jest, nawet Ukraińcy zabierają mu broń!”


Gdy przy okazji wymiany jeńców spytałem chłopaków, czy któryś by może mnie nie wziął porobić zdjęcia, popatrzeć, jeden z młodszych, o niezbyt bystrym spojrzeniu, Wasia odezwał się, że nie puszczą. Wtedy Lolek na swój sposób wybuchł: “Zamknij się kurwa! Nikt się ciebie nie pytał, kurwa! Pierdolony lamus.”. Bożę, cały dzień przeżywał tego Wasie, że go ukróci, że uciszy, że “po chuj się odzywa”, że “kurwa to nie pierwszy raz”… W końcu czym poważniejszym może się tam teraz przejmować? Taka mała telenowela, ajdarowy klan.

Na koniec poznaję w siłowni współtowarzysza Lolka – Bolka. No, bo jak to Lolek bez Bolka czy tam Bolek bez Lolka? Bolek to przeciwieństwo Lolka. Spokojny, pewne ruchy, silne rysy twarzy, tatuaże i ciężki trening. W przerwie między seriami chodzi nabuzowany po całej sali. Nie chciałbym go spotkać po zmroku, choć z drugiej strony warto mieć takich kolegów. Bolek nie jest zbyt rozmowny. Wojskowe, lakoniczne odpowiedzi stoją w kompletnej opozycji do przewlekłych monologów Lolka. W końcu znajduję swój moment, pytam:

- “A tak między nami po co tutaj jesteś?”
- “Bo lubię.”


Gdy będę wracał Lolek do mnie jeszcze zadzwoni, spyta się gdzie jestem, żebym uważał i poprosi żebym mu przywiózł odżywki jak będę jechał. Zwróci pieniądze, tutaj na Ukrainie są chujowe odżywki.
Piotr Ryczek
piotrryczek@gmail.com
www.youtube.com/user/ThumbingTheStans
Просмотров: 2568 | Добавил: lesnej | Рейтинг: 5.0/1 |
Всего комментариев: 0
Imię *:
Email *:
Kod *:

Меню сайта
Наш опрос
Оцените мой сайт
Suma odpowiedzi: 15
Статистика

Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0
Форма входа
Поиск
Архив записей
Przyjaciele witryny
  • АРМИЯ ЖИЗНИ (ROS)
  • Сообщество uCoz
  • FAQ по системе
  • Инструкции для uCoz
  • Copyright MyCorp © 2024
    Stwórz bezpłatną stronę www za pomocą uCoz