http://kresy24.pl/52038/dprowadzeni-do-majdanowej-szajby/
Nacjonaliści ukraińscy mają dziś komfortową sytuację. Każda krytyka pod ich adresem w Polsce zostanie okrzyknięta ruską prowokacją. Nawet wielu dobrym publicystom antyputinowskie emocje, skądinąd słuszne, zastępują chłodne myślenie.
Podłość rodzi podłość. Było uciszanie i wyśmiewanie rodzin smoleńskich, odsądzanie od czci i wiary. Dziś cierpią rodziny pomordowanych przez UPA, bo nacjonaliści ukraińscy mają posłuch nawet u części polskiej prawicy.
Ktoś przestawił zwrotnicę, można już krytykować politykę Putina, a przy okazji nie mieć oporów by stać się stronnikiem tych, którzy gloryfikują dawnych katów rodzin wołyńsko-małopolskich. Kiedy dziś w Polsce brakuje argumentów w polemice z kimś sceptycznym wobec zmiany władzy na Ukrainie, wystarczy okrzyknąć go „pożytecznym idiotą Putina”, „ruską V kolumną”, a nawet „ruskim agentem”.
Majdanowi entuzjaści z klapkami na oczach mają jednak poważny problem: w ostatnim czasie wiedza Polaków o neobanderyzmie, choć nadal dziurawa, w wyniku działań środowisk kresowych wzrosła wielokrotnie, podobnie jak liczba komentarzy ludzi obawiających się nacjonalizmu ukraińskiego.
Wpłynęło na to rozczarowanie Polaków „pomarańczową rewolucją” i neobanderowską polityką Wiktora Juszczenki, a także polskie obchody 70. rocznicy banderowskich zbrodni, kiedy nasze społeczeństwo dowiedziało się znacznie więcej nie tylko o ludobójstwie OUN-UPA, ale i o kulcie dawnych zbrodniarzy na obecnej Ukrainie.
Dlatego kiedy w czasie Majdanu polskie media pokazywały ukraińskie protesty prawie wyłącznie jako heroiczną walkę, wielu Polaków podchodziło do tego sceptycznie. Nie bez wpływu na to było postrzeganie naszej własnej sceny politycznej przez przeciętnego Polaka – obraz bicia się o żłób i stołki, złodziejstwo i lekceważenie woli społeczeństwa. Ktoś kto przywykł do takiego obrazu i jest przekonany o własnej wobec niego bezradności, żywi do polityki wyłącznie obrzydzenie.
Taka postawa nie daje jednak energii do zmian, co najwyżej od czasu do czasu można wyładować się wpisem na Facebooku. Dlatego pomimo nachalnej propagandy pseudosukcesu mało kto wierzy, że to właśnie nasz kraj może być wzorcem demokracji chociażby dla Ukrainy.
W ramach poparcia dla Majdanu w Łodzi miał miejsce skandaliczny wiec. Skandaliczny nie dlatego, że popierał Majdan, tylko z powodu zbrodniczych haseł, jakie tam wznoszono. Obok banderowskich okrzyków „Sława Ukrajini, herojam sława!” pojawiło się nawet „Smert woroham!”
Hasła te mają wyjątkowo obrzydliwą historię, pisaną krwią niewinnych Polaków. Obecnym na wiecu polskim politykom zdawało się to jednak nie przeszkadzać. Jeden tylko człowiek odważył się krzyknąć: „A czy w Polsce jest demokracja?!”.
Oczywiście, w Polsce działa rosyjska agentura wpływu, na forach internetowych, a i pewnie wśród części polskich polityków. Różne działania na obu tych frontach, mimo mojego szczerego antybanderyzmu, wydają się bowiem dość dziwne.
Jednak zdecydowana większość ludzi publikuje komentarze po prostu dlatego, że uważa, iż neobanderyzm jest równie groźny jak rosyjski imperializm. I nie mylą się. Można jedynie dyskutować, które z tych zagrożeń jest dziś silniejsze, a które słabsze. Nie ulega jednak wątpliwości, że neobanderyzm od lat przybiera na sile.
Ludzie, którzy o tym piszą, uważali tak i wtedy kiedy rządził Juszczenko i za rządów Janukowycza, kiedy był Majdan i kiedy go nie było. Na Facebooku natychmiast szufladkuje się jako rosyjskich agentów, a im ktoś ma mniejszą wiedzę historyczną tym bardziej ochoczo wymachuje takim oskarżeniem.
Na tych samych forach często wręcz otwarcie pojawiają się neobanderowcy, a także będący pod ich wpływem Polacy, któryś śmiało można określić jako „użytecznych idiotów”, choć takie przerzucanie się epitetami niewiele wnosi do dyskusji.
Są tak zachwyceni naszymi ukraińskimi braćmi, że w imię tego są gotowi relatywizować zbrodnie UPA, albo powtarzać banderowskie, głęboko antypolskie kalki o „polskich przewinach wobec Ukraińców”, próbując usprawiedliwiać ludobójstwo.
Nikt jednak nie mówi jakoś o istnieniu na forach „V kolumny nacjonalistów ukraińskich”. Takie to już podwójne standardy…
Zarzut bycia „ruską agenturą” pojawiał się zresztą już dawno. Pamiętam jak padł kiedyś pod adresem polskich uczonych we Lwowie podczas XIII seminarium „Polska-Ukraina; trudne pytania”. Stało się to w momencie gdy spora część historyków ukraińskich nie była w stanie polemizować z rzetelnie przedstawianymi przez stronę polską faktami i źródłami.
Jeden z polskich historyków, bynajmniej nie ukrainofob, powiedział wtedy, że w odpowiedzi na taki zarzut należałoby w zasadzie opuścić salę, czego jednak Polacy nie uczynili kierując się dobrem polsko-ukraińskiej współpracy.
Łatkę „rosyjskiego agenta” neobanderowcy od lat przyklejają wszystkim niewygodnym im ludziom w Polsce. To wynalazek Niemców jeszcze z czasów II wojny, na który próbowali niegdyś nabierać Polaków. Analogicznie później sowieci zarzucali „faszyzm i współpracę z Niemcami” polskim patriotom, chociażby z Armii Krajowej.
Można wspierać Majdan i suwerenność Ukrainy, ale należy przy tym kierować się konkretną kalkulacją zysków i strat dla Polski, być otwartym na dyskusję. Kiedy zamiast niej mamy histeryczne propagandowe frazesy, staje się to pożałowania godne.
Kiedy na Kresach24.pl pojawił się mój artykuł sceptyczny wobec Majdanu rozległy się pretensje i telefony do redakcji w stylu „wasz tekst robi złą robotę, towarzyszu”. Dzień po moim tekście niejaki Dariusz Głowacz wysłał mi list:kolejne obelgi„Panie Szycht, niech Pan skończy z obrzydliwą ukrainofobią zgodną z linią propagandową Kremla”. Innym razem za wpisy, które odrobinę odbiegały od jedynie słusznej linii dostałem wiadomość: „Ty faszystowskich, chcesz zabójstwa Ukrainy! A ile dostajesz od Putina na zamówienie?”
Gorszy kłopot niż ze mną był w redakcji Gazety Polskiej z Ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim. Nie tylko orki Tiahnyboka i gobliny Jarosza najchętniej powiesiłyby go na pierwszym napotkanym drzewie, również mainsteramowe środowiska probanderowskie w Polsce.
Oskarżenie księdza o sprzyjanie czerwonym wyglądałoby absurdalnie, więc był spory problem, od której strony mu dokopać. Od kilku lat sączono więc pod stołem powolny jad, kreując go na „V kolumnę Rosji” i wyczekiwano na odpowiednią chwilę.
Ksiądz Tadeusz nie bardzo się tym przejmował i (o zgrozo!?) na czas majdanowych protestów nie zmienił swojego zdania w kwestii banderowskiej, co tak oburzyło niektórych w krakowskim klubie Gazety Polskiej. W końcu zrezygnował ze współpracy z Gazetą Polską Codziennie.
Jego teksty w Gazecie Polskiej były kontrowane przez redaktora Sakiewicza, a ksiądz nie miał szansy na wyrównaną dyskusję, bo ostatni głos zawsze nie do niego należał. Nadszedł w końcu moment kiedy ważny tekst ks. Isakowicza został w ogóle wywalony.
Dlaczego uznano, że jest taki groźny? Bo pokazywał konkrety, przypominał dawne zachowania członków nowego rządu ukraińskiego oraz wspieranie przez nich neobanderyzmu. Mogłoby się nagle okazać, że obawy i ostrzeżenia ks. Isakowicza były uzasadnione, ale jak tu przyznać mu rację, kiedy się go wcześniej wyśmiewało?
Niestety, trudno nie zauważyć, że w kwestii bezkrytycznego poparcia dla Majdanu nastąpił kuriozalny sojusz części polskich środowisk patriotycznych z Gazetą Wyborczą i Związkiem Ukraińców w Polsce. Przypomina mi to narzucony nam kiedyś sojusz z sowietami przeciwko Niemcom. Tyle, że polski Rząd na Uchodźstwie tego sojuszu nie chciał, został do niego zmuszony i nie miał wyboru. Dziś – jak widać – podobne kompromisy łatwiej przychodzą.
Współczułem ks. Iskowiczowi, ale nie sądziłem, że ktoś będzie chciał zaatakować także moją skromną osobę. Otóż zobaczyłem post niejakiego Cezarego Ulasińskiego z Centrum Doradztwa Strategicznego w Krakowie. Za podanie kilku linków, nie miał oporów by mnie znieważyć:
„No jak tam piąta kolumna Putina, odbiliście już Krym, czy fajdacie się w wzajemnych sporach. Szycht do roboty. Maria Zawrocka do szydełek i inni tchórze kryjący się za pseudonimami”.
Poziom wypowiedzi kulturalnego człowieka? Facet mnie nie zna i po jednym moim wpisie robi ze mnie ruskiego szpiega. Nie mając racjonalnych argumentów łatwo posiłkować się brudnymi chwytami i wprowadzać terror psychiczny wobec inaczej myślących.
Propagandowy bełkot, który z impetem chmury spod Czarnobyla opromieniowuje inaczej myślących Polaków jako ruską agenturę, jest korzystny nie tylko dla neobanderowców. W oparach tego absurdu mogą spokojnie ukryć się także ci, którzy rzeczywiście piszą na zamówienie Putina. Bo kto poważnie potraktuje tezę o „rosyjskiej V kolumnie” kiedy za chwilę epitetem tym będzie obrzucany co drugi Polak?
Apeluję aby otrząsnąć się z tej zgubnej praktyki, choć nie mam nadziei, że posłuchają mnie ci, którzy zgodziliby się aby w Polskę uderzyło 20 meteorytów tunguskich, pod warunkiem, że w Rosję uderzy 80.
Szanuję zryw tych idealistów, którzy nie mając nic wspólnego z neobanderyzmem, przeciwstawili się rosyjskiemu imperializmowi. Śmieszą mnie jednak propagandowe czarno-białe obrazy z nagonką w stylu „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta”.
Jeśli Ukraińców trzeba ratować od postsowieckiej Rosji, to w równym stopniu od tych, którzy usiłują przerobić ich na czcicieli banderowskich wypruwaczy flaków.
A jeśli ktoś mówi, że na OUN-UPA należy patrzeć z dwóch stron, to niech konsekwentnie padnie też na kolana przed znienawidzonym przez siebie Putinem i podziękuje mu za jego „drugą stronę”, czyli sowieckie „oswobożdienje Polakow od Gitliera”.
O równe zatem standardy, uczciwość i rozsądek apeluję.
Aleksander Szycht
|