http://swiat.newsweek.pl/rosja-i-nato-zbroja-sie-w-bron-nuklearna-mamy-sie-czego-bac-,artykuly,371109,1.html
Marta Tomaszkiewicz Dziennikarka newsweek.pl
25-09-2015 , ostatnia aktualizacja 25-09-2015 08:41
Stany Zjednoczone umieszczają na terenach Niemiec 20 głowic jądrowych B61-12. Kreml się sprzeciwia i straszy Zachód „odpowiednimi środkami zaradczymi”. O tym, czy grozi nam nuklearny wyścig zbrojeń, mówi Anna Maria Dyner, eskpertka ds. Wschodu z PISM i autorka raportu "Nowe uzbrojenie Rosji - wyzwanie dla NATO?".
Newsweek: Czy możemy obawiać się nuklearnego wyścigu zbrojeń?
Anna Maria Dyner: Rosja niechętnie patrzy na wszelkie działania USA w Europie i będzie próbowała, zarówno w sferze propagandowej, a być może także realnej, na te działania odpowiedzieć. Niemcy jednak nie są tzw. wschodnią flanką NATO i ten obszar nie jest objęty Aktem Stanowiącym między Rosją a NATO z 1997 r., dlatego umieszczenie tam głowic nie wywołuje takiej reakcji, jak tarcze antyrakietowe w Polsce czy Rumunii. Obie strony zdają sobie też sprawę, że są ograniczone traktatami (Nowy Start) co do ilości posiadanych głowic jądrowych, i wciąż poruszają się w granicach ustalonych limitów.
Newsweek: Jakie byłyby to „środki zaradcze”?
Anna Maria Dyner: Możemy spodziewać się przede wszystkim umieszczenia systemów Iskander w obwodzie kaliningradzkim. Ale nawet gdyby Rosja je tam rozmieściła wraz rakietami SS-26 o zasięgu do 500 km, to ich oddziaływanie nie objęłoby Niemiec. Zagrożenie dotyczyłoby jednak państw bałtyckich, Polski i wysp szwedzkich na Morzu Bałtyckim. Większy problem stanowiłoby natomiast użycie rakiet R-500 o zasięgu, jak podają niektóre źródła, nawet 2 tys. kilometrów. Wtedy w zasięgu znalazłby się m.in. Berlin. Niemniej łamałoby to traktat INF o likwidacji rakiet pośredniego i średniego zasięgu.
Raport Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych "Nowe uzbrojenie Rosji - wyzwanie dla NATO?"
Newsweek: Jakie jest prawdopodobieństwo, że czeka nas wyścig zbrojeń na miarę zimnej wojny?
Anna Maria Dyner: Kwestia głowic w Niemczech nie nakręci wyścigu w większym stopniu niż jest to obecnie. Rosja przez lata wykorzystywała boom naftowy i przeznaczała pieniądze na dozbrajanie rosyjskiej armii. Ale w dużym stopniu jest to konieczność. Zbrojenie nie wynika z chęci nakręcenia spirali, to raczej efekt uboczny, a jest przede wszystkim spowodowane potrzebą doposażenia armii i odtwarzania zdolności bojowych z lat wcześniejszych.
Zaniedbania były zauważalne zwłaszcza w Marynarce Wojennej i częściowo siłach jądrowych – uzbrojenie było przestarzałe, wiele konstrukcji sięgało lat 60. i 70. i nie zawsze odpowiadały współczesnym wyzwaniom. Konsekwentnie realizowane są też projekty jądrowe i unowocześniany jest arsenał rakiet dalekiego zasięgu. Na przykład „Wojewoda” (SS-18) w ciągu najbliższych pięciu lat wedle planów ma zostać zastąpiona rakietą „Sarmata”. Co do sił lądowych, to Rosja dysponuje sprawnymi czołgami, ale ma ich rodzajów tak dużo, że pojawił się problem z wyszkoleniem kadr i serwisowaniem. Stąd wziął się pomysł opracowania platformy „Armata”, będącej bazą dla czołgu i bojowego wozu piechoty.
Nie można więc mówić, że Rosjanie dysponują idealnym sprzętem, a stwierdzili nagle, że będą gwałtowanie się dozbrajać, żeby straszyć NATO.
Newsweek: Zbrojenie Europy przez NATO nie schodzi jednak z nagłówków rosyjskich gazet. Jak Kreml może propagandowo użyć głowic w Niemczech?
Anna Maria Dyner: Stany Zjednoczone w rosyjskich mediach pokazywane są jako główny, "zły gracz", który działa tylko według własnych reguł i urządza świat po swojemu. Dotyczy to przede wszystkim Bliskiego Wschodu, ale także Ukrainy. Kreml obarcza USA odpowiedzialnością za falę uchodźców, destabilizację państw i zniszczenie ich systemów politycznych. Ten przekaz jest spójny i konsekwentny. Można się zatem spodziewać, że informacja o rozmieszczeniu broni jądrowej w Niemczech zostanie przez tę propagandę wykorzystana i powrócą hasła zimnej wojny i Stanów jako największego wroga.
Newsweek: Czy decyzja w sprawie głowic w Niemczech ma związek z utworzeniem rosyjskich baz lotniczych na terenie Białorusi?
Anna Maria Dyner: Nie wiązałabym tych dwóch spraw. Temat baz toczy się od ponad dwóch lat. Białoruś i Rosja mają wspólny system obrony powietrznej. Białorusini mieli problem z resursem swoich myśliwców Su-27, dlatego Moskwa przejęła dyżur bojowy nad terytorium Białorusi i to rosyjskie myśliwce w razie zagrożenia mają być gotowe do poderwania. Potem rozpoczęła się dyskusja na temat rozmieszczenia baz. W grę wchodziły Baranowicze i Lida na zachodzie kraju, obecnie natomiast mówi się o Bobrujsku położonym na wschodzie Białorusi. Prawdopodobnie wpływ na zmianę lokalizacji miały plany zakupu przez Polskę rakiet JASSM, których zasięg obejmowałby Baranowicze i Lidę. Umieszczenie baz ma jednak wymiar bardziej propagandowy niż użytkowy, bo Bobrujsk znajduje się blisko granicy rosyjskiej i dla Kremla nie ma wielkiego strategicznego znaczenia. Lokalizacja mogłaby być istotną w przypadku konfliktu w Donbasie, ale Łukaszenka zapowiedział, że nie pozwoli, by z terenu Białorusi była prowadzona jakakolwiek operacja przeciwko Ukrainie, choć otwarte pozostaje pytanie, czy miałby coś do powiedzenia w tej sprawie. W każdym razie utworzenie baz jest raczej grą między Rosją a Białorusią, a nie Wschodem i NATO.
Newsweek: Czy istnieje prawdopodobieństwo, że Rosja i NATO wyjdą poza ramy traktatów?
Anna Maria Dyner: Nie sądzę. Weźmy układ Nowy START; Rosjanie nie mają zamiaru go łamać, bo wyjście poza ramy jednego traktatu mogłoby pociągnąć za sobą łamanie kolejnych umów (np. traktatu INF). A to nie jest na rękę Rosji. A jeśli nawet limity zostałyby zniesione, to godziłoby to w Rosję, która mogłaby nie podołać rywalizacji.
|